niedziela, 24 czerwca 2012

Jak to się zaczęło

Moja przygoda z oszczędzaniem zaczęła się stosunkowo niedawno. Stosunkowo, bo patrząc na ilość świeczek, które wypada zdmuchnąć na torcie to było ich już zbyt wiele jak na takie początki.  Od zawsze wyznawałem zasadę "jakoś to będzie" i na ogół "jakoś to było". Na brak pieniędzy specjalnie nie narzekałem (oczywiście - jestem statystycznym Polakiem i choćbym zarabiał 30tyś miesięcznie to pewnie bym narzekał, że za mało, bo na dobry jacht muszę zbierać 3 lata) w zasadzie żyłem z dnia na dzień, od wypłaty do wypłaty.



Do czasu, kiedy byłem stosunkowo niezależnym singlem ten schemat jakoś sobie działał, udawało mi się nawet od czasu do czasu coś tam odłożyć i kupić bardziej kosztowny gadget. Po okresie, kiedy przestałem bać się wydawania większych kwot (A CO!) - Poznałem przyjemności kredytów i umów ratalnych. Oczywiście nie było mi z tym specjalnie źle, może nie całkiem komfortowo, ale wychodziłem z założenia, że tak to już jest - tak prosperuje świat, tak prosperowali moi rodzice i tak prosperować będę ja.



W całym tym równaniu jakiś czas temu weszliśmy razem z moją wybranką na kolejny etap w naszym związku. Ślub pomyślicie - o nie nie… coś o wiele bardziej wiążącego: kredyt hipoteczny. Przeboje z naszym kredytem opiszę innym razem. Najistotniejsze w całej tej  opowieści jest to, że mimo nie najgorszych wcale zarobków, złączenia dochodów obojga, podnajmowania dwóch pokoi i niesamowitej skarbonki w postaci mieszkania, w którym ciągle coś brakuje oraz auta, w którym ciągle jest coś do zrobienia - najzwyczajniej w świecie na koniec miesiąca nie mieliśmy do odłożenia NIC. Mało tego, często byliśmy pod kreską (powszechnie nazywaną debetem w koncie).

Mając na karku 28lat, kilka kredytów, trzy etaty i brak oszczędności stwierdziłem, że coś tu jest mocno "nie tak". Wszystko zaczęło się od blogów internetowych (tych wiodących i tych mniej popularnych). Dowiadując się coraz więcej bywałem sfrustrowany tym jak "doradcy finansowi" wodzili mnie za nos, oszołomiony przeliczając efekty procentu składanego a pod koniec troszeczkę przygnieciony faktem, że ciężko jest odłożyć w miesiącu jakiekolwiek pieniądze a do miliona w jakimś rozsądnym czasie wcale nie jest tak blisko. Wziąłem się za nasze finanse powoli. Zaczęliśmy rozpisywać nasze wydatki (dobrych parę miesięcy trwało utworzenie prostego, ale odpowiedniego dla nas dokumentu w Excelu, dzięki któremu miały przestać wyciekać pieniądze. Po pierwszych niedowierzaniach odnośnie sum, jakie wydajemy na rożne rzeczy doszliśmy do zliczenia naszych zobowiązań, kredytów i oszczędności. Ostateczny bilans jak się domyślacie jest dość łatwy do przewidzenia - jesteśmy grubo, bo ok 40 000zł "pod kreską" nie licząc kredytu hipotecznego.

Aktualnie zmierzamy do spłacenia naszych zobowiązań względem banku i regularnemu odkładaniu oszczędności. Rozpoczynając pisanie tego bloga jesteśmy już trochę za naszymi początkami i na dzień dzisiejszy nasz dług jest o 1/4 mniejszy, wydatki zarządzane rozsądniej a my zaczynamy wiedzieć, po co wstajemy codziennie rano do pracy.

Blog ma posłużyć, jako miejsce do dzielenia się naszą walką o lepsze jutro finansowe. Postaramy się także opisywać, jakimi sposobami udało nam się zaoszczędzić dodatkowe pieniądze. Wiele z tych sposobów to sprawdzone metody zaczerpnięte z innych blogów i książek - dopasowane do nas, czasem zmodyfikowane.

W polskiej blogosferze mamy mnóstwo wartościowych blogów o oszczędzaniu, zarabianiu, giełdzie i czym tylko chcecie, ale to wcale nie oznacza, że finansowa edukacja przeciętnego Polaka jest wysoka. Niestety, w tej dziedzinie duża część społeczeństwa jest w okresie dziecięcym - wierzymy w to, że jakoś to będzie, bo ktoś nad nami czuwa. Niestety państwo i instytucje finansowe to inny rodzaj opiekuna.

Dzięki temu blogowi chciałbym pokazać, że opisywane przez innych metody i rozsądne myślenie naprawdę może doprowadzić do zapewnienia sobie lepszej przyszłości finansowej, wyjścia z długów i po prostu do lepszego patrzenia na świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz