W dzieciństwie często słyszymy od rodziców zdania takie jak:
- „Nie kupimy lodów, bo musimy oszczędzać”,
- „Nie dostaniesz nowych Nike’ów, bo musimy oszczędzać”,
- „Nie kupimy He-mana, bo nas na to nie stać”.
- „Nie dostaniesz nowych Nike’ów, bo musimy oszczędzać”,
- „Nie kupimy He-mana, bo nas na to nie stać”.
Automatycznie w umyśle dziecka obok słowa oszczędzać rejestruje się jakaś namacalna strata, coś, czego nie może mieć, ponieważ musimy oszczędzać. O ile realizowanie tych dziecięcych wyrzeczeń wiąże się z rzeczywistymi oszczędnościami ze strony rodziców to sytuacja staje się z biegiem czasu o tyle lepsza, że w ważniejszych momentach naszego życia jesteśmy w stanie dzięki tym pieniądzom zrealizować różne cele (wesele, studia, wkład na mieszkanie lub po prostu przyszłość finansowa rodziców).
Niestety tego typu zdania często nie są wynikiem rzeczywistego procesu oszczędzania a jedynie rzeczywistego braku gotówki. Trzeba przecież zapłacić raty, rachunki, kredyt i jeszcze coś jeść przez te 30dni.
Wydaje mi się jednak, że jest to „pośredni” stan Polaka. Najbardziej powszechnym i lubianym sposobem życia z dnia na dzień jest forma wmawiania sobie i bliskim, że skoro i tak nie mamy pieniędzy, żyjemy od pierwszego do pierwszego, nic nie udaje nam się oszczędzić to przecież: coś nam się od życia należy!
Skoro haruję jak wół i nie mam z tego nic prócz długów i powodów do narzekania to przecież mogę kupić sobie ten jeden raz:
- kieckę (100-300zł)
- buty (150-250zł)
- nowe mp3/mp4 (300zł)
- nowy telefon, na który mnie nie stać (1500zł lub drogi, niepotrzebny mi abonament)
Skoro wciąż jestem w pracy i na nic nie mam czasu pozwolę sobie ten jeden raz:
- Kolejny raz na zamówienie pizzy, bo mam taki kaprys
- Na wycieczkę do ciepłych krajów przecież nigdzie nie jeździmy
- Imprezować całą noc i zamawiać drogie drinki
- wyjście do kina i restauracji.
Jeśli takie impulsywne zachowanie kończyłoby się rzeczywiście na jednym razie i było poparte jakimś funduszem awaryjnym bądź skarbonką oznaczoną „na przyjemności” to zapewne zostałoby przełknięte i odpracowane przez nasze zarobki w niedalekiej przyszłości. Często jednak zdarza się, że taki impulsywny i nieprzewidziany wydatek generuję minusowy bilans, co przekłada się na zaciągnięcie jakiejś formy kredytu.
Zatem w kolejnych 12-24 miesiącach mamy dodatkowe 300zł wydatków z okazji spłaty rat tego kredytu. Znowu narzekamy, że nie mamy z czego odkładać oszczędności. Znowu harujemy jak woły i znowu… za rok będą wakacje…
Jednocześnie, jeśli weźmiemy te same 300zł miesięcznie i będziemy przez 12 równych rat odkładać je na konto z zawieszką „na wycieczkę” otrzymamy na koniec okresu oszczędzania 3600zł (samych wpłat nie licząc 3-4% odsetek na koncie oszczędnościowym). Jeśli za taką kwotę nie jesteście w stanie znaleźć fajnej wycieczki to musicie mieć naprawdę duże wymagania.
Myślę, że przebrnięcie z pozycji, kiedy wmawiamy sobie, że życie jest zbyt drogie a my zarabiamy za mało do momentu, w którym generujemy stałe nadwyżki gotówkowe w formie oszczędności musi się zacząć od bardzo nieprzyjemnego procesu uświadomienia sobie, że problem leży w nas i to nie świat się na nas uwziął a my próbujemy brać z niego więcej niż jesteśmy w stanie.
Jeśli jednak potrzeba bezpieczeństwa finansowego weźmie górę nad obrazem, który chcielibyśmy w sobie widzieć i który chcielibyśmy aby widziało otoczenie - "rozrywkowy playboy milioner z dzielnicy" - to możliwe, że rozpocznie się dla nas nowa, nierzadko ciekawa przygoda.
Zatem siostry Polki i bracia Polacy – zacznijmy od siebie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz